Wednesday 17 July 2013

Samotne semi-podróżowanie. - 8.167.2013

Typowym i dalekobieżnym, samotnym podróżnikiem to ja raczej nie jestem ale na krótsze wypady jak najbardziej mam ochotę. Od kilkunastu dni jestem na wsi położonej pod Trójmiastem. Krócej mówiąc - jestem na Kaszubach. Bardzo lubię to miejsce i na poważnie zastanawiam się, jeśli studia w USA nie wypalą i czas będzie wracać z powrotem do Ojczyzny, czy nie studiować gdzieś właśnie w Trójmieście. Uwielbiam morze i ten kolor, szaro-granatowy odcień. Uwielbiam włóczyć się po Bulwarze Nadmorskim, Skwerze Kościuszki. Jednak najbardziej wyczekiwanym momentem jest zjazd w ulicę prowadzącej prosto na widok pięknej wody. Odnoszę wtedy wrażenie, że wjeżdżam dosłownie w morze. Bajka jednak się kończy, gdy nagle ujawnia się betonowy mur bulwaru. Wczoraj padł pomysł, by pojechać do Gdyni samotnie pociągiem. Plan został zaakceptowany i tak dzisiejszego dnia wyruszyłam pociągiem o 9:13 w kierunku Gdynia Główna. Kilkanaście minut po godzinie 10-tej moja noga dotknęła posadzki peronu V. Równocześnie tym samym zaczęłam swój samotny kilkugodzinny pobyt w znajomym mi już mieście. Chwaląc się sympatią do tego miejsca nie wspomniałam przecież, że nie znam go jak własnej kieszeni, ale od czego w końcu jest google maps :) ...
Dlatego też mój pobyt ograniczony został do przejścia przez ulice: Dworską, 10 Lutego, Świętojańską, Władysława IV i innych, których nazw niestety nie pamiętam. Zajrzałam do C.H. Batory, napiłam się tam promocyjnego Cappuccino Tchibo, kupiłam w promocji naszyjnik z Reserved, zaopiekowałam się kolejnym wkładem cienia o kolorze "gołębim", by reszta w kasetce nie czuła się samotna. Takim sposobem ubyło mi trochę funduszy. Następnie poszłam w kierunku Skweru Kościuszki i Parku Rady Europy. Powstrzymując się od zjedzenia czegoś mega kalorycznego, usiadłam na murku tuż przy Nabrzeżu Beniowskiego. Rozmyślając oraz wpatrując się w pomnik "Marzyciela" spędziłam tam dobre kilkadziesiąt minut. Kolejne kilkadziesiąt spacerowałam po bulwarze. Rosnący głód przegoniłam Tagliatelle Bolonese oraz piwem mojito na ulicy Świętojańskiej. Całą wyprawę upieczętowałam muffinką z malinami, kupioną w biopiekarni tuż przy dworcu głównym PKP.
Tak samotnie, lecz przyjemnie spędziłam dzień na szwendaniu się tu i tam.

Ciao.