Saturday 2 November 2013

Długo nie pisane

Jak widać długo nie pisałam. Zdarzyło się kilka rzeczy w moim życiu, które myślałam że idą ku dobremu a generalnie wyszło inaczej. Z jednej strony to bardzo dobrze, że nie zdążyłam się przyzwyczaić do człowieka a z drugiej...uczucie samotności wywiera swój ślad na nas.
Dlatego nie wiem co dalej z moimi planami au pair. Ciągle mam wątpliwości, plany i marzenia. Chcę zetknąć się ze Stanami oko w oko, lecz wiem że już nie jest to takie pewne. Nie chodzi tu nawet o sprawy finansowe dotyczące kosztów takiego wyjazdu. Mam na myśli to, że chęć wyjazdu została stłamszona poprzez wybranie edukacji. Jeszcze mam czas...mam! Wszystko może się jeszcze zmienić...może.
Mój licznik na blogu dalej liczy dni...nie wyłączam go, nie odchodzę z bloga, nie wykreślam au pair z listy moich zadań do zrobienia w swoim życiu. Ten plan wciąż jest żywy!

Ciao,
Maja

Wednesday 17 July 2013

Samotne semi-podróżowanie. - 8.167.2013

Typowym i dalekobieżnym, samotnym podróżnikiem to ja raczej nie jestem ale na krótsze wypady jak najbardziej mam ochotę. Od kilkunastu dni jestem na wsi położonej pod Trójmiastem. Krócej mówiąc - jestem na Kaszubach. Bardzo lubię to miejsce i na poważnie zastanawiam się, jeśli studia w USA nie wypalą i czas będzie wracać z powrotem do Ojczyzny, czy nie studiować gdzieś właśnie w Trójmieście. Uwielbiam morze i ten kolor, szaro-granatowy odcień. Uwielbiam włóczyć się po Bulwarze Nadmorskim, Skwerze Kościuszki. Jednak najbardziej wyczekiwanym momentem jest zjazd w ulicę prowadzącej prosto na widok pięknej wody. Odnoszę wtedy wrażenie, że wjeżdżam dosłownie w morze. Bajka jednak się kończy, gdy nagle ujawnia się betonowy mur bulwaru. Wczoraj padł pomysł, by pojechać do Gdyni samotnie pociągiem. Plan został zaakceptowany i tak dzisiejszego dnia wyruszyłam pociągiem o 9:13 w kierunku Gdynia Główna. Kilkanaście minut po godzinie 10-tej moja noga dotknęła posadzki peronu V. Równocześnie tym samym zaczęłam swój samotny kilkugodzinny pobyt w znajomym mi już mieście. Chwaląc się sympatią do tego miejsca nie wspomniałam przecież, że nie znam go jak własnej kieszeni, ale od czego w końcu jest google maps :) ...
Dlatego też mój pobyt ograniczony został do przejścia przez ulice: Dworską, 10 Lutego, Świętojańską, Władysława IV i innych, których nazw niestety nie pamiętam. Zajrzałam do C.H. Batory, napiłam się tam promocyjnego Cappuccino Tchibo, kupiłam w promocji naszyjnik z Reserved, zaopiekowałam się kolejnym wkładem cienia o kolorze "gołębim", by reszta w kasetce nie czuła się samotna. Takim sposobem ubyło mi trochę funduszy. Następnie poszłam w kierunku Skweru Kościuszki i Parku Rady Europy. Powstrzymując się od zjedzenia czegoś mega kalorycznego, usiadłam na murku tuż przy Nabrzeżu Beniowskiego. Rozmyślając oraz wpatrując się w pomnik "Marzyciela" spędziłam tam dobre kilkadziesiąt minut. Kolejne kilkadziesiąt spacerowałam po bulwarze. Rosnący głód przegoniłam Tagliatelle Bolonese oraz piwem mojito na ulicy Świętojańskiej. Całą wyprawę upieczętowałam muffinką z malinami, kupioną w biopiekarni tuż przy dworcu głównym PKP.
Tak samotnie, lecz przyjemnie spędziłam dzień na szwendaniu się tu i tam.

Ciao.

Monday 17 June 2013

Powtórka, ale już z antybiotykiem - 7.197.2013


Właśnie wróciłam od lekarza. Nie wróciłam sama, powróciłam człapiąc w towarzystwie siaty pełnej leków. Nie dość, że wielebna alergia, to jeszcze zatoki. Takim też sposobem ze 100 złotych - została mi błyszcząca się złotówka. Toż to przecież około $30 i można szaleć w amerykańskim sklepie... tyle przegrać. Jak szczęście, to przecież nie u mnie. Zastanawiam się tylko, dlaczego te tabletki antybiotyku muszą być takie wielkie? Przecież tego nie idzie połknąć, a co najmniej można się tylko zadławić. Mam nadzieję, że kiedyś jakiś koncern farmaceutyczny wpadnie na pomysł, żeby nie produkować tabletek jak dla konia(oczywiście nie obrażając koni).

Idę, bo mnie głowa boli,

Ciao

Ps.: Jaaa chcę do Hameryki!

Sunday 16 June 2013

Czas szybko leci...- 6.198.2013


1.Czas szybciutko leci. Niedawno był dzień dziecka, a już połowa czerwca została przekroczona... Tylko niech się zwolni jak już będę w Stanach... ach te Stany, mam nadzieję, że spotkamy się już wkrótce : )

2.W poniedziałek muszę iść do lekarza, bo coś szwankują mi zatoki po uprzedniej chorobie, albo po prostu znów będę chora. Mam nadzieję, że skończy się tylko na antybiotyku a najlepiej to i bez.

3.Tak, nie mogę się cholernie doczekać do końca roku, by coś zacząć robić. Kompletować aplikację.

4.Muszę się zmotywować, żeby ćwiczyć... ostatnio polega to u mnie na tym, że pierwsze się czaję do ćwiczeń, później następuje faza "motywacji", która trwa kilka dni a ostatecznie przestaję. I tak w kółko... Nie potrafię się jakoś sama wziąć w garść.

5.Ta notka będzie trochę w nieładzie "artystycznym", gdyż zbyt wiele myśli plącze mi się po głowie, by móc coś konkretnego napisać. Istna psychodelia.

6.Mam dziwne przeczucie, że w Stanach odnajdę swoje szczęście. Mam nadzieje, że to przeczucie mnie nie zawiedzie.

7. Uwielbiam głos Marka Kozelka z Sun Kil Moon. Mógłby mi śpiewać liczby przez telefon, a byłabym tak samo oczarowana jego głosem. Równoważy się to również z moim celem, by zdołać być na jego koncercie w Stanach. Tak, znowu Stany. Zaraz będę po raz drugi.

8. Sunshine in Chicago makes me feel pretty sad.

9. Udało mi się zebrać sumę na aplikację, mam nadzieję tylko, że po nowym roku nie podniosą ceny...

10. Idę robić obiad, ciao


Tuesday 28 May 2013

Houston, we've got a problem - 5.218.2013

No tak, kilka dni chłodniejszej pogody, a ja chora... ugh.
No to tak, kiedyś wspominałam o takim ważnym spotkaniu... no i było to spotkanie w sprawie wolontariatu.
Obecnie jestem wolontariuszem- terapeutą i pracuję, przeprowadzam terapię 3i( na jedno dziecko jest 30 wolontariuszy) z autystycznym dzieckiem. Doświadczenie na prawdę jest niesamowite...jedne z tych specjalniejszych i długo zapadających w pamięć, ale i tych dużo dających w doświadczeniu. Człowiek uczy się cierpliwości, zrozumienia, a także zaczyna doceniać drobne rzeczy takie jak śmiech, nagłe przytulenia, czy uśmiech na twarzy dziecka. Co prawda na pierwszej sesji było niesamowicie, odnosiłam wrażenie, że chłopiec nie poczuł mnie jako zagrożenia, jednak na koniec dostałam pamiątkę pod postacią drapnięcia i ugryzienia. Zaskoczyło mnie to niesamowicie i się trochę wystraszyłam, bo zrobił to niesamowicie zwinnie i szybko, że nie miałam okazji się jakoś specjalnie "obronić". Chwilę później się już znów uśmiechał, ale ja...nie miałam już takiego uśmiechu,  bo byłam troszkę zdezorientowana, co się stało. Zdarzyło się to tylko jedyny raz, bo... terapia daje efekty. Część dzieci z autyzmem ma też ataki agresji wobec siebie, lub kogoś.
Mój podopieczny miał/ma takie ataki również wobec kogoś, ale z czasem ta czynność zanikła. Gdy już wpada w atak agresji, to tylko skupia to na sobie, nie daje już o sobie znać na kimś, co jest dużym sukcesem jak na prawie 2 miesiące terapii. Dużo by o tym mówić. Jednak co sesję jest lepiej i z każdej wychodzę uśmiechnięta...Słabym punktem tego programu może być to, że referencje z mojego wolontariatu będą jako dodatkowe... zdziwiłam się na prawdę, bo praca z autystycznym dzieckiem jest na prawdę dużym doświadczeniem... Płakać nie będę, wolontariat bardzo mi się podoba, więc nie ma czego żałować, a dodatkowe referencje zawsze się przydadzą. Martwię się bardziej tym, czy w wakacje dostanę pracę jako niania. no cóż, jakoś damy radę. : )

ciao,
Maja

Thursday 9 May 2013

Wszystko idzie planowo - 4.237.2013

Na razie wszystko idzie planowo, tak jak sobie to planowałam. Choroba nie przeszkadza w udziale programu, wcześniejsze zaświadczenie o ukończeniu liceum w kwietniu jest akceptowane, referencje w trakcie wyrabiania, oszczędzanie na wyjazd też idzie sprawnie. W okolicach grudnia będę składać aplikację. Kobieta z agencji, z którą rozmawiałam, mówiła żeby aplikację składać 3-4 miesiące przez planowanym wyjazdem. Osobiście preferowałabym wyjechać zaraz po maturze. Ze wszystkiego cieszę się najbardziej, że moja choroba tarczycy nie dyskwalifikuje mnie w udziale, w programie jako au pair. Jestem strasznie szybkim człowiekiem, dlatego chciałabym aby moje przygotowania się zaczęły, by mieć trochę szumu w swoim dotychczasowym życiu.

Tuesday 23 April 2013

Lisy i nie lisy - 3.253.2013

Wreszcie nastała prawdziwa wiosna i cieplejsze dni...aż się lepiej na sercu robi! Oczywiście w ruch poszły też okulary przeciwsłoneczne, których naliczyłam 5 par okularów( w których chodzę)! Dobrze, że mi Peacocks'a zabrali z Twierdzy, bo 4 z 5 okularów pochodziło z tego sklepu...eh, zdradzieckie i przepustne miejsce :)
Siedzę właśnie, piszę posta i piję herbatę. Idealne popołudnie. Sama w domu i Fleet Foxes, a po zakończeniu piosenki równie przyjemna cisza. W między czasie myślę o au pair. W sumie codziennie jest taki moment, gdy nad tym myślę jak najsprawniej przeprowadzić akcję.

Tuesday 9 April 2013

Bo najważniejsze to wiedzieć kim się jest - 2.267.13

Długo się zastanawiałam nad Au Pair, czy to będzie dobry pomysł. Szybko okazało się, że jest to coś, czego potrzebuję. Potrzebuję się wyrwać z domu, by wreszcie zapanować nad swoim życiem, zmienić tok jego biegu. Jedyne mnie teraz zastanawia jest to, czy gdy wyjadę będę tęsknić za domem w Polsce, za polską mentalnością? Wiem, że mogę wrócić tak szybko, jak przyjechałam, ale mam nadzieję, że będę tam jak najdłużej. Może jak Iza, poznam kogoś w pociągu, kto być może okaże się tą drugą połówką, której nie znalazłam w Polsce?

Ostatnio podzieliłam się z Panią X o tym, że będę brała udział w tym projekcie. Oczywiście nie obyło się bez komentarzy, że jak ja tak poradzę sobie z moim okropnym charakterem. Później zeszło do tego, że jestem wiecznie naburmuszoną, niezadowoloną z niczego dziewczyną, a przy tym nie mającą znajomych, bo nie umiem się zaprzyjaźnić z nikim. Według X powodem tego jest moje patrzenie na każdego z góry. Oczywiście wyszło też na jaw, że jestem zarozumiała, że nie potrafię przyjąć krytyki. No cóż, gdyby owa krytyka miała podstawy, gdyby Pani X przebywała ze mną dzień w dzień, a nie widywała mnie 2 razy w roku, gdyby tak faktycznie było, to może bym się zgodziła. Jednak ja nie pozwolę sobie wciskać czegoś, co nie jest prawdą, szczególnie od takich osób, które nie przebywają ze mną codziennie, więc nie mając tym samym dowodu na to, że taka jestem. Szkoda też, że ta rzeczywistość jest całkiem inna, niż Pani X prezentuje będąc przy tym bardzo pewnym, bardzo pewnym, że się kogoś zna, a tak na prawdę nie. To trochę przykre jak ktoś, kto praktycznie nie zna Cię dobrze, potrafi coś takiego bezmyślnego wywnioskować opierając się o nieprawdziwe informacje.

Próbuję się  tym nie przejmować, bo to, co twierdzi Pani X, jest 100% nieprawdą. Dlatego dumna jestem z siebie, że wiem kim jestem.

AU PAIR, AU PAIR, AU PAIR, kiedy wreszcie przyjdzie czas i na mnie?!

PS.: Jutro mam ważne spotkanie, jeśli wszystko pójdzie jak trzeba, opiszę je w następnym poście!

Ciao

Thursday 4 April 2013

czas, START! - 1.272.13


Normalny człowiek powie, że rozpoczęcie "przygotowań" kilkanaście miesięcy przed zamierzonym celem jest bezsensowne. Bynajmniej dlatego, że swój wyjazd Au Pair USA planuje na rok 2014(oficjalne przygotowania rozpoczynam dziś - 04.04.13, a nieoficjalnym finałem będzie 01.01.14), zaraz po maturze. Oczywistą sprawą jest to, że mam bezlitośnie dużo czasu, ale idąc za powszechnie znaną prawdą , że czas szybko leci...trzeba będzie wkrótce składać papiery, a wcześniej zacząć je załatwiać. Składać mam zamiar w okolicach stycznia. Myślę, że ten blog może być rodzajem przygotowań psychicznych(jakkolwiek to brzmi, do momentu wyjazdu), bo nagły wyjazd za granicę, do kraju położonego za Oceanem Atlantyckim potrafi się odbić - tęsknota za Ojczyzną, rodziną... Dlatego poprzez moje notatki, chcę sama ze sobą przeprowadzić monolog z moim "ja" - pacjentem oraz moim "ja" -  psychologiem. Co do wyjazdu jestem zdecydowana na 100%. Być może uda mi się tam zostać na stałe, lecz jest to temat jeszcze do przedyskutowania i nie wiadomo, czy się uda, także podchodzę do pod tematu z dystansem. Jednak bardzo bym chciała tam zamieszkać (tak jak większy procent osób decydujących się na tego rodzaju wyjazd), a to dlatego, że nie widzę swojej przyszłości w Polsce. Nie mówię, że Polska jest krajem wyobcowania i dlatego chcę wyjechać na stałe do Stanów, ale nie czuję siebie tu, mam ochotę odkrywać nowe horyzonty. Co mnie fascynuje w Stanach Zjednoczonych? Przede wszystkim język angielski, co prawda mnie wpajano British English, ale tak samo lubię American English i jest to dla mnie równie czysta przyjemność uczenia się tego języka. Angielski...uwielbiam ten język, uwielbiam się go uczyć, jest to moja pasja, choć nie zawsze perfekcyjna. Co do polskiego... polski to mój język ojczysty i nim zostanie, i zawsze będzie "number 1". Drugą rzeczą jest...wielokulturowość Stanów Zjednoczonych. Można by powiedzieć, że to samo znajdę w Wielkiem Brytanii, ale nie! UK mnie nie fascynuje tak, jak USA. Dlatego zdecydowałam się na udział w tym programie. Punktem tego wszystkiego może być to, że lubię dzieci, BARDZO. To również zaowocowało taką, a nie inną decyzją. Au Pair - przyjemne z pożytecznym.

Ciao,
Przyszła Aupairka.